Haenyeo – Kobiety Morza

Autor: Agnieszka Lewczuk

Wyspa Jeju, część Korei Południowej, słynie ze swoich malowniczych krajobrazów. Jest także ulubionym celem wakacyjnego wypoczynku Koreańczyków oraz miejscem, gdzie można zjeść pyszne, znane na całym świecie mandarynki. Niewielu zdaje sobie jednak sprawę, że wyspa jest także domem dla niezwykłej grupy kobiet, które od wieków kultywują sięgającą minionych wieków tradycję – to Haenyeo, „kobiety morza”.

Kim są Haenyeo? Kobietami, które parają się nurkowaniem na bezdechu, a dokładniej zbieraniem owoców morza, do których zaliczyć można małże, wodorosty, ośmiornice czy skorupiaki. Jeszcze na początku XX wieku Haenyo stanowiły podstawę społeczną wyspy – to one pracowały i były głowami rodzin. Zaczynały każdy dzień, nawet te zimowe, zbierając się przy specjalnie obmurowanych ogniskach, by ogrzać się przed spędzeniem całych godzin w wodzie, niekiedy boleśnie lodowatej. Grupie Haenyo przewodziła jedna, którą traktowały jak swoją mentorkę. Córki szły w ślady matek, uczyły się od nich i od innych bardziej doświadczonych Haenyo. Z czasem potrafiły nurkować na dużych głębokościach (od 10 do 30 metrów), przy długim bezdechu, bez żadnych specjalistycznych sprzętów – używały jedynie masek, bawełnianych strojów oraz koszy na zdobycze. Gdy kobiety nurkowały, zarabiając na życie swoich rodzin, ich mężowie zajmowali się domem oraz dziećmi, co stanowiło wyraźny kontrast dla patriarchalnego, powszechnie przyjętego spojrzenia na model rodziny.

Bycie Haenyo nie należało i wciąż nie należy do najbezpieczniejszych czy najłatwiejszych zawodów. Wymaga ogromnej siły, zręczności, mądrości, a przede wszystkim rozwagi, pozwalającej nie poddać się zdradliwym falom i morskim toniom. Nie dziwi jednak, że nawet te najlepiej wyszkolone i doświadczone kobiety często doznawały urazów i odmrożeń w lodowatej wodzie czy też chorowały po długich godzinach w niskich temperaturach. Nie raz dochodziło do utonięć. Kobiety te jednak, żyjąc w swego rodzaju komunie, bardzo o siebie dbały i starały się jak najlepiej zapobiegać tego typu sytuacjom.

Status oraz pozycja społeczna Haenyo zaczęła zmieniać się stopniowo po 1910 roku, a mianowicie po rozpoczęciu Japońskiej Okupacji w jeszcze niepodzielonej Korei. Japończycy nie tylko zakazywali kobietom pracy w wodzie, ale i często ingerowali w rynek skupu owoców morza, zabierając im źródło zarobków. Z kolei mężowie Haenyo albo musieli zająć się pracą na rzecz okupanta, albo ginęli z jego rąk, zmuszając kobiety do powrotu do domów, porzucenia zawodu i zajęcia się dziećmi.

Po zakończeniu okupacji, zawód Haenyo powoli tracił na popularności, i to pomimo wprowadzenia takich udogodnień jak trzymające ciepło piankowe stroje do nurkowania czy nawet butle tlenowe. Aktualnie Haenyo są w większości kobietami w sędziwym wieku, często przekraczającym 60 lat. Młode dziewczyny oraz kobiety nie są zainteresowane kultywowaniem wykonywania zawodu nurka. Zarobki z owoców morza nie są już opłacalne na przesyconej wakacyjnymi kurortami oraz atrakcjami wyspie, co również nie pomaga w popularyzowaniu zawodu. Aktualnie, liczba Haenyo na Jeju nie przekracza 4 tysięcy.
 

W 2016 roku UNESCO uznało kulturę Haenyeo za niematerialne dziedzictwo kulturowe ludzkości, honorując tym samym siłę, wytrwałość i niezależność kobiet z wyspy Jeju. Przyszłość tego zawodu stoi jednak pod znakiem zapytania – społeczność Haenyo jest niesamowicie hermetyczna, a co za tym idzie, trudno jest osobom z „zewnątrz” wejść w jej głąb i w pełni zrozumieć zależności, z których wynikać może tak drastyczny spadek chęci do utrzymywania tradycji. Prowadzone są jednak badania naukowe z udziałem Haenyo – można mieć gorącą nadzieję, iż pomogą przedłużyć dziedzictwo „kobiet morza”, a może nawet doprowadzą do ponownego wzrostu zainteresowania kobiet podążaniem ścieżkami ich matek oraz babć.


 

Zobacz koniecznie pozostałe wpisy

15 września 2024 roku RakuGaku skończy 10 lat! Trudno uwierzyć, że to już. Z tej okazji mamy dla Was niespodziankę - urodzinowy konkurs, w którym możecie wygrać pokaźną zniżkę na kurs w semestrze jesiennym (no i sprawić frajdę ekipie pracującej w Waszej ulubionej szkole języków orientalnych ;) ).

Cześć! Mam na imię Sylwia, jestem lektorką w RakuGaku i chciałam Wam o czymś opowiedzieć. Wszystko zaczęło się, kiedy mgr Ewa Krassowska-Mackiewicz, moja wykładowczyni, po powrocie z Tokio podzieliła się z nami bardzo ciekawym spostrzeżeniem. Zaobserwowała bowiem pewną zaskakującą tendencję w języku japońskim. Zacznę jednak od początku…